Kiedy mówi się o modzie, o kupowaniu ubrań od projektantów, inwestowaniu w jakość a nie ilość, bardzo często widzi się przed oczami tysiące dolarów i kilka bardzo dźwięcznych nazwisk. Chanel, Dolce & Gabbana i Louis Vuitton to pewnością jedne z trzech najważniejszych i najbardziej znanych domów mody, jednak czy to co prezentują na wybiegach ready to wear założylibyście na co dzień? Wątpliwe. Cekinowe kozaki Chanel, spódnica w cytryny od D&G czy awangardowa koszula Louis Vuttion z ostatniego pokazu, nie są raczej ubraniami, które będziecie nosić przez lata.

Modę można podzielić na 3 kategorie – wysoką, średnią i najniższą. Piszę o tym nie bez powodu. Zawsze miałam przed oczami dualistyczny podział – są kosmicznie drogie rzeczy od projektantów, na które pewnie nigdy nie będzie mnie stać, i dostępne ubrania z sieciówek. Byłam w błędzie.

Nie wiem czy to kwestia większej dojrzałości czy świadomości, ale jakiś czas temu otworzył się przede mną świat mody, o której nie miałam pojęcia. Marek, które nie zawsze pokazują się na fashion weekach, marek, które tworzą doskonałe jakościowo ubrania produkowane w Europie i wreszcie marek, na których ubrania od czasu do czasu mogę sobie pozwolić. Właśnie dlatego postanowiłam napisać ten artykuł, w którym przedstawiam Wam wspaniałe, ale na ogół nieznane marki, które są pomostem pomiędzy Zarą a Gucci. Może też się w nich zakochacie? 🙂

Ganni. Duńska marka, w której zakochała się Kate Bosworth


Nie mogłam tego zestawienia rozpocząć inną marką. Duńczycy nie bez powodu są najszczęśliwszymi ludźmi na świecie 🙂 Ganni to marka założona w Kopenhadze, która zasłynęła dzięki przytulnym swetrom, sukienkom i spódnicom z printami. Ditte Reffstrup, dyrektor kreatywna marki, trafiła w 100 % w gust skandynawskich blogerek i stała się synonimem ich noszalanckiego stylu – kolorowy sweter, pod nim wzorzysta sukienka i wygodne trampki.

Na skalę światową natomiast rozpromowała ją Kate Bosworth, które utworzyła słynny hashtag #GanniGirls i wprowadziła ogólnoświatowe szaleństwo na duńską markę. W Ganni zaopatrzycie się również w ciepłe buty, świetne okulary i śmieszne T-shirty, które prawdę mówiąc kosztują dokładnie tyle samo ile w Cosie.

Jeżeli chcecie podejrzeć jak nosi się ubrania Ganni koniecznie zajrzyjcie na konta duńskich blogerek takich jak np. Tine Andrea lub wpiszcie w wyszukiwarce IG hasztag #GanniGirls 🙂

Nanushka. Węgierski funkcjonalizm


„Wierzę, że jeżeli ubranie jest funkcjonalne to z natury rzeczy musi być piękne” – mówi o swojej marce Sandra Sandor, absolwentka prestiżowego London Collage of Fashion w Londynie. Założona przez węgierską projektantkę Nanushka to raj dla wszystkich lubiących proste formy i oversizowe kroje. Przytulane sukienko swetry, kombinezony czy obszerne płaszcze, dostępne w jesienno zimowej kolekcji, to ubrania, których najważniejszą cechą jest wygoda.

Mi najbardziej podobają się odważne połączenia brązu i granatu oraz beżowe i granatowe sukienko swetry, które chętnie nosiłabym całą zimę!

Hitem ostatniej kolekcji była puchowa kurtka z ekologicznej skóry w ciepłym odcieniu brązu, którą widzicie poniżej (niestety już wyprzedana).

@miss.strangename in our HIDE vegan leather coat ✨#nanushkagirls #nanushka

A post shared by NANUSHKA (@nanushka) on

Toteme. Nowojorski minimalizm Elin Kling


Najpierw pokochaliśmy ją przez kultowego bloga. Style by Kling był jedną z pierwszych modowych platform w internecie, która przecierała szlaki dzisiejszej blogosferze. Elin Kling, szwedzka it girl, zapoczatkowała modę na skandynawski minimalizm promując basicowe ubrania, które w parze z jej pięknymi blond włosami zawsze wyglądały perfekcyjnie.

Mało kto jednak wie, że pomimo zamknięcia bloga Elin nie zrezygnowała z mody. Razem ze swoim mężem mieszka w Nowym Jorku i projektuje ubrania. I to nie byle jakie ubrania. Prawdziwe perełki oczywiście zgodne ze skandynawską filozofią. W Toteme obiektami westchnień świata mody są kaszmirowe, beżowe swetry, brązowe płaszcze i jedwabne koszule.

Na pierwszym nowojorskim pokazie Toteme w pierwszym rzędzie zasiadły najważniejsze skandynawskie dziennikarki, między innymi Jeanette Madsen, redaktorka magazynu Costume, która miała na sobie kultowy, beżowy sweter i przykuwające wzrok klapki Balenciagi.

Rodebjer. Królestwo androgenicznych krojów


Zdaję sobię sprawę, że w większość marek w tym zestawieniu pochodzi ze Skandynawii, cóż mogę jednak zrobić, że to właśnie na Północy najlepiej rozumie się podejście do tkaniny i kroju. Rodebjer to marka założona w 1999 r. przez Szwedkę Carine Rodebjer. Mimo prawie 20 letniej działalności na rynku nie jest na tyle rozpoznawana w Polsce, na ile powinna być. A szkoda, ponieważ marka jest uwielbiana na świecie za swoje garnitury, marynarki czy sukienki o oversizowych krojach, utrzymanych w androgenicznej estetyce.

Jedną z głównych ambasadorek Rodebjer jest duńska blogerka Tine Andrea.

Joseph. Angielska klasyka


Anglicy nie boją się kolorów i odważnych zestawień, jednak brytyjski awangardowy styl to nie do końca moja bajka. Za wyjątkiem ubrań Joseph. Założona przez Josepha Ettedgui marka ma już ponad 50 lat! Joseph jest znany z zdekonstruowanej klasyki i doskonałej jakości ubrań, które nie podążają biało-czarną estetyką. W jesiennej kolekcji obok musztardowych ubrań stoją rdzawe czy błekitne, coś jednak sprawia, że mimo, iż nie przepadam za kolorem, chętnie bym je nosiła.

W musztardowej marynarce Joseph chodzi m.in Alexandra Carl redaktorka magazynu Rika i gwiazda street style.

good luck with your show today @louise_trotter_joseph ???

A post shared by Alexandra Carl (@alexcarl) on

Wszystkie drogi prowadzą do Acne Studios


Zestawienie postanowiłam zakończyć marką, która na pewno znajduje się na liście każdej minimalistki (i nie tylko!). Z pewnością natomiast jest na mojej i to co najmniej w pięciu pierwszych punktach. Acne Studios, kultowy szwedzki dom mody ma dwa oblicza. Z jednej strony awangardowe pokazy utrzymane w retro estetyce, z drugiej klasyczna oferta swetrów, szali, jeansów i butów, którymi chciałabym zapełnić całą szafę. Nie wspominając o pięknych różowych pudełkach!

Jedną z miłośniczek Acne Studios jest angielska blogerka Lydia Elise Millen. Poniżej w przytulnym, różowym golfie skandynawskiej marki.

Póki co w swojej szafie mam szary Acne Canada Scarf (o którym możecie poczytać tutaj), już jednak planuję odkładać pieniądze na kolejne rzeczy, ponieważ to czego z pewnością nauczyłam się w ciągu ostatnich dwóch lat to słynna zasada inwestowania w jakość a nie ilość. I powiem Wam szczerze, że nigdy budowanie garderoby nie było łatwiejsze! 🙂

Do usłyszenia!

A.