Fashion week w Nowym Jorku zaliczam do udanych! Pojawiło się dużo ciekawych pokazów, wprowadzających różnorodne projekty i spojrzenia na modę. Jednak spośród wszystkich moje serce skradły poniższe trzy, całkowicie od siebie różne, ale będące idealnym odzwierciedleniem estetyki marek. Wśród setek propozycji i projektantów, właśnie bycie autentycznym i podążanie za własnym DNA jest najcenniejsze.
Romantyzm Rodarte
Siostry Mullevay od pięciu lat nie zmieniają lokalizacji swoich wybiegów, ani nie różnicują specjalnie wyglądu scenografii. Swoją uwagę poświęcają w 100% nowej kolekcji. Od 2015 roku projektantki zainspirowane baśniowymi opowieściami kreują wizerunek kobiety Rodarte – oczytanej, gotyckiej, współczesnej księżniczki. W tym sezonie ich główną inspiracja były pszczoły. Zainteresowane fakturą plastrów miodu postanowiły, poza swoją ulubioną i nieśmiertelną koronką, wprowadzić tkaninę przypominającą delikatne wypustki wosku. Głównymi kolorami w kolekcji była biel, beż i czerń. Rockowego charakteru nadały specjalnie zaprojektowane buty, w szczególności kozaki z pomarańczowo – brązowymi wzorami. Myślę, że kluczem do ich sukcesu jest wierność DNA marki i wyraźnie widoczny w kolekcji motyw przewodni, prowadzący widza przez całą opowieść.
Minimalizm Victorii Beckham
Kiedy w 2009 roku była wokalistka Spice Girls postanowiła zostać projektantką nikt nie wierzył w jej sukces. A okazało się, że o ile w kwestii śpiewania nie była wybitna, to projektowanie wychodzi jej całkiem nieźle. Nawet bardzo. Do tego stopnia, że w tym miesiącu zdobi okładkę brytyjskiego Vogue’a. Victoria cały czas podąża swoją ścieżką minimalizmu. Wprowadza ciekawe kroje, stonowane kolory, tworząc estetykę nowoczesnej prostoty. Od dwóch sezonów ponadto, sama rezygnuje ze szpilek i pod koniec pokazu wychodzi po ukłon w płaskich sneakersach. Uwielbiam jej kolekcję właśnie za to, że pokazuje, iż klasykę można przerabiać na wiele sposobów, a z dzianinowej midi zrobić mnóstwo projektów. Ewidentnie widać tu coraz większa inspiracje Phoebe Philo z domu mody Celine, ale czy nie znajdzie się dla nich dwóch miejsce na piedestale?
Awangarda u Proenza Schouler
Pierwszy pokaz Proenza Schouler, czyli duetu Lazaro Hernandeza i Jacka McColllougha, obejrzałam w 2013 roku. Zachwyciły mnie wówczas kroje i kolory a także stylizacja pokazu – zawadiackie ubrania i surowa, zniszczona przestrzeń. Niestety ostatnie sezony mimo pięknych projektów były dość nudne. Jakie było moje zdziwienie kiedy w kolekcji wiosna lato 2017 powróciła ta genialna estetyka z 2013 roku! Obszerne ubrania, sukienki z postrzępionymi dołami, mocne kolory i nade wszystko świetne buty na wysokiej podeszwie. Jestem w niebie!
Teraz czekamy na Londyn, Mediolan i Paryż. Zapraszam na kolejne podsumowania!
Do usłyszenia!
A.