Odkąd Elin Kling, była blogerka i pomysłodawczyni szwedzkiego magazynu Styleby, założyła własną markę zaczęłam odkładać pieniądze. Nie miałam jednak w głowie jednej konkretnej rzeczy, tak naprawdę chciałam mieć cokolwiek z metką Totême, ponieważ podobało mi się w niej wszystko. Jej nowootwarty butik był moim obowiązkowym punktem podczas weekendowego wyjazdu do Sztokholmu (jeżeli nie głównym jego prowodyrem w ogóle!). W końcu padło na jej ikoniczną apaszkę w paski San Remo – ale nie ukrywam, wybór był ciężki.
Totême to mekka minimalistek. A jej założycielka, Elin Kling, do dziś jest uważana za tą, która jako pierwsza wprowadziła modę na skandynawski minimalizm. To ona uczyła mnie stylu. Jej blog – Style by Kling – od 2007 r. był w mojej wyszukiwarce ustawiony jako strona startowa. Choć zasady minimalizmu były dla mnie wówczas nieznane to wiem, że obserwując ją przez tyle lat wyrobiłam sobie pewien gust. Kochałam jej prostę, a w tej prostoście spektakularne połączenia ubrań. Botki w szpic, szerokie dżinsy, oversizowa koszula i swobodnie zawiązana apaszka były dla jednych niczym szczególnym, a dla mnie mistrzostwem.
Kiedy nagle zniknęła z blogowego i redakcyjnego świata wszyscy zastanawiali się czy jeszcze wróci. Wróciła. Po przeprowadzce do Nowego Jorku razem ze swoim narzeczonym, a jednocześnie partnerem biznesowym, w 2014 r. założyła Totême.
Jak sama mówi chciała zacząć projektować to co najbardziej lubi nosić. Zaczęła więc od luksusowych, wakacyjnych ubrań do kurortu, potem wprowadziła klasyki na co dzień, jak słynny dwurzędowy płaszcz, następnie pojawiły się kultowe apaszki, które można nosić na 7 sposobów, niedawno wystartowała z własną linią dżinsów, a jej najnowszym dzieckiem są buty – oczywiście już są obiektem pożądania!
Jej butik w Sztokholmie położony w samym centrum najbardziej prestiżowej ulicy Biblioteksgatan jest tak samo ostoją minimalizmu (zobacz go tutaj). W witrynie jest pokazana tylko jedna rzecz, a przekraczając próg nie czujesz się ani trochę jak w sklepie. Elin zaaranżowała butik jak luksusowy dom. Wejście przypomina hall, a idąc po spiralnej klatce schodowej (tak, to właśnie ją widzicie na kultowych zdjęciach na instagramie) wchodzisz do przestrzeni sypialni, garderoby i salonu. Jak wiemy, Sztokholm designem stoi, dlatego wszystkie meble to prawdziwe perełki idealnie korespondujące z kolekcją. Ta jest wyeksponowana na manekinach (które pokazują gotowe stylizacje) i w szafach, jak prawdziwej walk in closet przystało.
Wiedziałam, że nie wyjdę z butiku z pustymi rękoma i znaczącym nadwyrężeniem portfela – to ubrania z dość wysokiej półki cenowej. Zaczęłam od przymierzania spodni. Najbardziej podobał mi się model flare – ciągle widziałam je na instagramie Rosie Huntington – Whiteley, która nie może się z nimi rozstać. Przyznam, że leżą świetnie i jak powiedziała mi ekspedientka – pasują chyba do każdej figury, dlatego dziewczyny traktują je jak słynną parę z książki „Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów”. Jeżeli planujecie zakup jakiejkolwiek pary polecam zamówić rozmiar większe niż normalnie nosicie – rozmiarówka jest zaniżona.
Potem przyszedł czas na szampańsko złotą sukienkę Coripe. Model inspirowany antycznymi rzeźbami to póki co najbardziej awangardowy krój w kolekcji Elin. Sukienka ze swoimi marszczeniami jest tak spektakularna i prosta zarazem, że dziewczyny chodzą w niej… do ślubu. Ba, sama chętnie bym w niej poszła!
Koniec końców zdecydowałam się na jedwabną apaszkę w geometryczny wzór San Remo. To najbardziej ikoniczny model Totême, który nie sposób pomylić z żadnym innym. Noszę ją na szyi, na głowie, przewiązaną na koszyku wiklinowym i jako gumkę do włosów. Jest cudowna w dotyku, ale … ma jeden mankament, całkiem spory niestety – jest wyprodukowana w Chinach. Wiem, że Chiny powinny nam już przestać kojarzyć się z tandetą i złą jakością, ale jakoś uległam mitowi lokalnej produkcji, szczególnie kiedy patrzyłam na cenę ubrań Totême. Była to ostatnia rzecz jaką przyszło mi do głowy sprawdzić, a niechlubny wpis na metce zauważyłam dopiero po jakimś czasie.
Czy planuję coś jeszcze kupić? Wbrew pozorom tak! A to dlatego, że nie ma drugiej takiej marki z tak oryginalnym podejściem do minimalizmu i choć produkcja może nie wszystkich rzeczy jest Made in Sweden to nie przeczę ich jakości. Szykuję się zatem na wyprzedaż. A Wam, jeżeli planowaliście coś kupić, pozostawiam zdecydować samemu – czy warto czy nie warto? 🙂
SHOP MY LOOK
Apaszka Totême
Sukienka Asos- old (podobna tutaj i tutaj)
Buty Uterque -old (podobna tutaj)
Kurtka Mango -old (podobna tutaj i tutaj)
Torebka Chylak (podobna tutaj)
Okulary Ray Ban