Szczerze mówiąc nie pamiętam czy kiedykolwiek kupiłam sobie wcześniej maxi sukienkę. Zawsze wydawało mi się, że taka długość jest odpowiednia na plażę, a nie do miasta – jak bardzo byłam w błędzie! Maxi sukienka, którą kupiłam jakiś czasu w H&M, kusiła mnie z bilbordów sieciówki kilka tygodni, miała ją na sobie piękna dziewczyna z ciemnymi, kręconymi włosami i wyglądała obłędnie, kiedy ją założyłam wiedziałam, że też muszę ją mieć.
Dotychczas w mojej szafie miałam tylko sukienki mini, dobrze w nich prezentują się nogi (wydłużają!) i fajnie je się nosi do sportowych butów, jednego jednak w nich nienawidzę – momentu, kiedy wychodzisz w mini na wietrzny dzień. Nie wiem jak Wy, ale ja kiedy nie czuję się w stroju komfortowo, nie wyglądam dobrze – zamiast iść pewna sienie non stop pilnuję, aby nie zaliczyć wpadki jak Marylin Monroe. To powodowało, że na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy zeszłego lata miałam na sobie w ogóle sukienkę.
Tego lata jednak dałam szansę długości maxi (i midi) i nie wyobrażam sobie nosić już spodni. Mam nadzieję, że wymyślę sposób, aby przemycić do mojej szafy maxi sukienki również zimą.
Sukienka H&M | Koszyk ZARA | Klapki MANGO (zeszły sezon) | Okulary ZARA
Zdjęcia autorstwa Marty Chudek