Kiedy w 6 klasie podstawówki pojawiły się na rynku spodnie rurki poprzysięgłam, że nigdy nie założę już niczego co wystaje 2 cm od mojej łydki. Noszone w dzieciństwie dzwony i sztruksy odeszły do lamusa, ale jak to bywa z mówieniem „NIGDY” – zawsze ma on jakiś termin ważności.
Na studiach odkryłam spodnie w kant. Do dziś pamiętam to uczucie, kiedy szukając spodni na rozmowę rekrutacyjną założyłam pierwsze w życiu materiałowe i dobre 15 minut zastanawiałam się w przymierzalni jak ja mogłam bez nich żyć tyle lat?! Nie założyłam ich na rozmowę rekrutacyjną. Nosiłam je codziennie do trampek i T-shirta. Tak mi zostało do dziś – ale teraz zamiast klasycznych wybieram też szersze np. palazzo.
Ostatnie wahania pogody sprawiły, że najlepiej czułam się w garniturze. Ale nie byle jakim. Postanowiłam przełamać się i dać szansę wersji XXL, którą tyle lat podziwiam na wybiegach Céline. Ciepły, wygodny i bardzo noszalancki.
Marynarka H&M (podobna) | spodnie MANGO OUTLET | T-shirt ARKET | Naszyjnik z monetą WISHBONE | Torebka CHYLAK Buty NIKE HUARACHE | Okulary ZARA