Co to jest hygge? Najlepiej opisuje je Meik Wiking w książce „Hygge. Droga do szczęścia”. To stan błogości, przytulności zadowolenia, relaksu. Tak! To duńskie słowo nie opisuje żadnej konkretnej rzeczy, a stan, do którego dążymy, szczególnie wtedy gdy za oknem coraz szarzej i zimniej. Duńczycy wprowadzają hygge w swoim życiu i w domach m.in odpowiednimi trikami wnętrzarskimi. Dbają o to, aby było w nich dużo punktowego światła, świeczek, kojących zapachów, przytulnych tkanin. Atmosferę hygge wprowadza ciepła herbata i koc czy palące się w kominku drewno.
Książkę Wikinga przeczytałam jednym tchem. Od razu zrozumiałam, dlaczego zawsze w październiku robię wielkie zamówienie w Ikei i dlaczego nie wyobrażam sobie jesieni bez waniliowych świeczek i naparu z imbiru. W tym poście chciałam Wam opowiedzieć o tym co robię, aby o tej porze roku wprowadzać do życia więcej hygge. O ile latem aż mnie nosi, aby gdzieś wyjść, jesienią chętnie zostaję pod kocem. Ma to swoje plusy.
Zaczynam od książek. Latem mam na nie niewiele czasu. Czytam, gdy akurat jadę gdzieś pociągiem albo leżę na plaży. Dla mnie słońce=aktywność. Gdy jest go coraz mniej, zwalniam tempo. Mam znowu trochę pozycji na liście, które chce przeczytać. Już zaczęłam „Króla” Szczepana Twardocha, a na półce czeka „Joga piękna” Marty Kucińskiej.
Na tę jesień i zimę mam jednak jeszcze jeden plan. Chcę więcej dowiedzieć się o designie, konkretnie duńskim i niemieckim. Kocham sztukę użytkową i Bauhaus, ale mimo, że jestem historykiem sztuki, nie jestem biegła w tej dziedzinie. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będę mogła znów pojechać do Kopenhagi i Sztokholmu i zobaczyć na żywo to, o czym będę czytać.
Jesień to również czas, kiedy jeszcze częściej uciekam na matę. Latem biegam, chodzę na różne zajęcia jogi i pilatesu na świeżym powietrzu czy gram w tenisa. Teraz skupiam się bardziej na rozciąganiu i medytacji. Zauważyłam, że bardzo mi służy taka zamiana ról. Nie trzeba cały rok wyciskać ciężarów na siłowni i poprawiać wyników.
Ta pora roku jest po to, aby zwolnić, więc przestałam już siebie karać za to, że wielu rzeczy mi się nie chce.
Kaszmir to ostatnio moja obsesja. Odkryłam ją kiedy w ubiegłym roku pierwszy raz założyłam kaszmirowe skarpetki z Calzedoni – jeżeli mi nie wierzycie spróbujcie sami, ale ostrzegam, nigdy już nie wrócicie do poprzednich!
Mój ukochany garnitur z kolei zamieniam na dres. Przez pandemię zgromadziłam ich już całkiem pokaźną ilość, w różnych odsłonach i kolorach. Wśród moich ulubionych są te od polskich marek takich jak Hibou, Muuv i The Odder Side.
Jesień to idealny czas, aby skupić się bardziej na pielęgnacji. Nie wyobrażam sobie tej pory roku bez odpowiedniego nawilżania skóry, szczególnie ciała. Nosimy więcej tkanin, a to oznacza, że nasza skóra jest skłonna do podrażnień. W tym okresie szczotkuję skórę na sucho nawet 2 razy dziennie oraz stosuję ultra nawilżające balsamy z mocznikiem, który jest w stanie przedostać się przez szorstką skórę i sprawić, że znów jest tak nawilżona jak latem.
To dobry czas, aby zainwestować w kosmetyki, które będą nam sprawiać przyjemność – pachnące peelingi, odżywcze maseczki czy kule do kąpieli. Tych ostatnich kupuję na potęgę! Moje ulubione są z Ministerstwa Dobrego Mydła, nagietek czy cynamon sprawiają, że nie mam ochoty wychodzić z wanny!
Dajcie znać jakie są Wasze sposoby na przetrwanie zimnych miesięcy i wprowadzanie hygge? 🙂
Pozdrowienia!
A.
fot. Marta Chudek