Pamiętam dokładnie, kiedy zakochałam się w marce Elementy. Zeszłej zimy szukałam idealnego płaszcza, a że należę do wybitnie wybrednych modowych koneserów miał być taki: wełniany, grubszy niż w Cosie, koniecznie z podszewką (to jakiś dziwny wymysł szyć płaszcze bez podszewki na zimę!), długi, co najmniej do połowy łydki, wiązany w pasie, z klapami niezachodzącymi do połowy barków, no i szary – w zasadzie najlepiej w jasnym odcieniu szarości. Nie zakładałam jednak, że będzie od polskiej marki. Nie znalazłam go zeszłej zimy, ale tej – w butiku młodej polskiej marki Elementy.

A dlaczego się w niej zakochałam? Bo zarówno w butiku jak i na stronie dowiedziałam się wszystkiego na temat jego produkcji, kosztów uszycia, marży dla marki, a nawet skąd kupują wełnę. Transparentna polityka, polska produkcja i zrównoważone podejście do mody. Właśnie wzrasta nowa grupa marek, która stawia na etykę, środowisko i wyedukowanego klienta. Ale to Elementy temu przodowały. O czym dowiecie się z wywiadu z jego założycielką Martą Garbińską-Włodarczyk.

Na dzisiejszym rynku próżno szukać drugiej takiej marki jak Wy. Produkujecie głównie w Polsce, nie bierzecie udziału w wyprzedażach, na stronie internetowej w transparentny sposób pokazujecie, ile kosztuje produkcja Waszych rzeczy, ile prowizja etc. Dlaczego zdecydowaliście się działać niesztampowo?

Ponieważ na polskim rynku nie było i wciąż nie ma marki, która chciałaby wejść w tak otwarty dialog ze swoimi klientami. Polski rynek działa w staroświecki sposób. Producent wie wszystko, a klient widzi tylko ostateczny efekt i cenę. Świat jednak się zmienia, klienci oczekują większego dostępu do informacji, są świadomi swoich wyborów. Zadają pytania: za ile, gdzie, w jakich warunkach. Chcemy wychodzić im naprzeciw.

Jak wyglądały Wasze początki?

Elementy powstały w 2015 roku. Pierwsza kolekcję wypuściliśmy w czerwcu. Markę prowadzą dwie osoby Marta i Bartosz. Ja zajmuje się kreowaniem wizerunku i projektowaniem ubrań, zaś biznesowo-finansowe aspekty to działka Bartosza. W praktyce oboje czuwamy nad jak najlepszym rozwojem naszej marki. Wcześniej, w nieco innym składzie, przez kilka lat prowadziliśmy jedną z pierwszych niszowych marek w Polsce – Mamapiki. Był to 2009 rok i rynek mody w naszym kraju wyglądał zupełnie inaczej niż dziś. Dla mnie jest to już 10 rok w branży. Dla Bartosza, który wcześniej pracował jako prawnik, rozpoczął się czwarty.

Wasze początki zbiegły się z powstawaniem marki Balagan*, która podziela Wasze podejście, dlaczego zdecydowaliście się działać razem?

Razem z Balaganem stworzyliśmy Transparent Shopping Collective. Hanię i Agatę z Balaganu poznałam na studiach, na warszawskiej ASP. Długo dyskutowaliśmy jaka marka jest potrzebna na polskim rynku i jaką markę my z Bartoszem chcemy stworzyć. W rezultacie powstały dwie marki – ubraniowe Elementy oraz Balagan z butami i torbami ze skóry, skupione pod jednym parasolem Transparent Shopping Collective.

Swoje działalności opieramy na trzech filarach: transparentność ceny, przejrzystość produkcji, kapitał społeczny.

Nigdy nie byliśmy dla siebie konkurencją, a nasze kolekcje świetnie się uzupełniają. Bardzo ułatwiło to nam start, bo się wspieraliśmy. Pierwszą sesję lookbookową zrobiliśmy razem. Później zaaranżowaliśmy wspólne stoisko na targach Hush, gdzie mieliśmy swoją premierę. I w końcu założyliśmy też wspólny butik na Mysiej 3. Dzielenie kosztów, nieustanne dyskusje i kreatywne myślenie było dobrym startem.

Teraz o zrównoważonym rozwoju w modzie czyta się na każdym kroku. Czy kiedy zaczynaliście też tak było? Czy raczej byliście pierwszymi, którzy porywali się na nieznane?

Myślę, że wystartowaliśmy w dobrym momencie, tuż przed falą trendu na zrównoważoną modę. Oczywiście były marki, które produkowały z eco bawełny, wspierały prośrodowiskowe inicjatywy czy były wegańskie. Ale odnoszę wrażenie, że to w 2018 roku był przełom. Dziś wszyscy mówią, że na najbliższe lata najważniejszy trend to nie kolor czy sylwetka, ale właśnie zrównoważony rozwój. Dla nas to oczywiście nie jest kwestia obecnego trendu tylko punk wyjścia całej naszej pracy. Bardzo nas cieszy rosnąca świadomość oraz zaangażowanie polskich klientów. Mamy też sporą część klientów w Niemczech, Austrii i Szwajcarii. Widzimy, że tam świadomość wyboru w modzie jest mocno rozwinięta, co za tym idzie nasze działania są bardzo doceniane.

Chcieliście zmienić oblicze mody?

Mamy poczucie, że udaje nam się wypełniać pewną niszę i zapotrzebowanie. Od początku chcieliśmy być realną alternatywą dla marek sieciowych. To oznacza nieprzekraczanie pewnej półki cenowej, a jednocześnie tworzenie w odpowiednich warunkach i na zasadach nie podyktowanych jedynie przez tabelki. Nie pracujemy na wysokich marżach, stąd nasze ceny są dostępne i odzwierciadlają wartość naszych produktów. Jesteśmy zadowoleni, że udaje nam się rozwijać i że nasze działanie zyskuje coraz więcej fanów. Czy zmienimy oblicze mody? Sami pewnie nie, ale czuję, że jesteśmy częścią ogólnoświatowego ruchu, który to oblicze zmienia.

Sprzedajecie ubrania, a jednak nie promujecie nadmiernej konsumpcji, stąd m.in. brak wyprzedaży. Dlaczego zdecydowaliście się działać w ten sposób?

Bo to naszym zdaniem uczciwe. Jesteśmy przyzwyczajeni do sytuacji, gdzie np. płaszcz przez kilka tygodni kosztuje 600zł, a później 300zł. Ale przyglądając się temu zjawisku trzeba sobie zadać pytanie: Ile w takim razie ten płaszcz jest warty? Firma sprzedaje go za 300zł i wciąż zarabia, a wiadomo, że sprzedając za 600zł zarabia znacznie więcej. Czy osoba, która kupiła za 600zł przepłaciła? W sezonowych wyprzedażach widzimy pewne szaleństwo zakupów. Sieciówki oferują tak niskie ceny, że „żal nie kupić”. Rezultat tego jest taki, że nasze szafy uginają się pod ciężarem ubrań, które nosimy raz czy dwa. Bez tej wyprzedaży pewnie tych ciuchów byśmy nie kupili, a i tak mieliśmy w czym chodzić. Naszym zdaniem dobrze jest kupić ubranie, które faktycznie jest nam potrzebne.

W naszej marce ceny wynikają bezpośrednio z kosztów produkcji, a marża nie wynosi 300%, więc nie mamy po prostu z czego „ucinać”.

„Jakość ponad ilość” mam wrażenie, że to hasło najlepiej oddaje Wasze kolekcje. Gdzie szyjecie ubrania? I z jakich materiałów korzystacie?

Nasze ubrania są szyte wyłącznie w Polsce. W chwili obecnej prowadzimy własną pracownię oraz korzystamy z usług zaprzyjaźnionych warszawskich szwalni.  Co do zakupu materiałów to sytuacja się zmienia. Początkowo kupowaliśmy tylko od polskich hurtowników, teraz nawiązujemy coraz więcej kontaktów z producentami z całej Europy. W naszej zimowej kolekcji mamy 100% wełnę od polskiego producenta, tencel i modal z Holandii oraz wiskozy z Hiszpanii. Żałuję, że polskie włókiennictwo upadło. Obecnie można kupić dzianiny z polskich fabryk, ale niestety nie są to artykuły, które nas interesują.

Czy po wprowadzeniu pierwszych kolekcji spotkaliście się z pozytywnym podejściem czy raczej tradycyjnym „jakie to wszystko drogie”?

Nasza premiera miała miejsce na targach Hush, więc od razu mieśmy bezpośredni kontakt z klientem i konfrontację naszych założeń z oczekiwaniami. Efekt przerósł nasze wyobrażenia. Na naszym stoisku było najwięcej osób! Wszystkie mierzyły, oglądały, pytały co to za marki, gdzie można kupić poza targami. Obecnie rzadko spotykamy się z tradycyjnym podejściem: „jakie to wszystko drogie”. Wydaje mi się, że grono klientów, które nas zna już dawno przerobiło temat kosztu produkcji, a cen towaru. Dla nowych odbiorców z kolei nasze ceny też nie zwalają z nóg.

Kiedy klient w sklepie widzi płaszcz ze 100% wełny, na podszewce z wiskozy, który jest uszyty w Warszawie z ceną 599 zł to jest pozytywnie zaskoczony.

Od początku zakochałam się w Waszych płaszczach! Nie tylko mają świetną jakość i niesamowicie grzeją, ale są solidnie wykonane. Czy planujecie poszerzać cały czas swój asortyment czy trzymać się sprawdzonych wzorów?

Działamy w nieco odmienny sposób niż ten, który znamy z klasycznego kalendarza mody. Nie ma premiery nowej kolekcji, wyprzedaży stocków i znów nowości. I tak w kółko. Nasze produkty „żyją” po kilka sezonów. To klientki decydują, że pora skończyć z danym modelem lub wręcz przeciwnie ze trzeci sezon dla danego płaszcza czy sukienki to wcale nie koniec. Zmieniamy materiały, kolory, ale krój pozostaje. To podoba się naszym klientkom, bo jak trafią już na swój model to nie muszą się obawiać, że zaraz go nie będzie. Oprócz hitów, co jakiś czas pojawiają się nowości. Wiadomo, że zmiana sezonu to punk wyjścia do prezentowania nowej kolekcji, kampanii, pewna świeżość, której wszyscy są spragnieni na wiosnę czy jesień.

Jakie macie dalsze plany na rozwój marki?

Pod koniec wakacji otwieramy nowy butik w Warszawie w Elektrowni Powiśle. Mamy na niego kilka pomysłów, być może będziemy kontynuować ideę concept store dla różnych polskich marek, czyli to co robimy w naszym wrocławskim sklepie Elementy Studio. Oprócz tego chcielibyśmy wyjść z męską kolekcją, ale to dopiero pomysł w powijakach. Rozwijamy się także na zachodnie rynki i na pewno to jest mocny aspekt naszej działalności. Generalnie przez te kilka lat nie było u nas spokoju. Jesteśmy przyzwyczajeni do reagowania na to co przyniesie dany dzień. Tego nie da się zaplanować. Czasem okazje przychodzą do nas w najmniej spodziewanym momencie i je chwytamy.


SHOP MY LOOK

Płaszcz ELEMENTY

Golf H&M Premium (podobny tutaj i tutaj)

Dżinsy LEVI’S

Buty NIKE (podobne tutaj)

Sygnet WISHBONE


fot. Marta Chudek

* polska marka Balagan zajmuje się produkcją butów i torebek również korzystając z transparentnej polityki sprzedaży