Jeżeli śledziliście wraz ze mną ostatnie wybiegi, szczególnie te zapowiadające jesienne trendy, z pewnością zauważyliście, że garnitur pojawił się niemal na każdym pokazie. O ile tego lata projektanci pokazali głównie oversizowe modele – szczególnie na pokazie Balenciagi – przyszłej jesieni dopasowany, klasyczny krój będzie prawdziwym hitem!

Zanim jednak damy się ponieść fali kolejnego trendu, postanowiłam napisać Wam kilka słów o garniturze, ponieważ kiedy o nim mowa nie sposób nie cofnąć się w czasie, by przywołać kilka istotnych nazwisk.

Yves Saint Laurent i feminizacja garnituru

Co prawda dziś należy do trójki najważniejszych projektantów (Chanel, Dior), ale w latach 60 tych wcale nie był lubiany w świecie mody. Nikt nie podważał jego umiejętności (Laurent był jednym z najlepszych paryskich couturierów), jednak wizja mody, którą prezentował, nie pasowała do ówczesnych czasów. Laurent propagował androgeniczność, nagość i wyzywające kroje. W 1966 r. zaprezentował dzieło swojego życia, czyli Le Smoking – feministyczną wersję garnituru, co okazało się na tyle kontrowersyjne, że w niektórych restauracjach zakazywano kobietom wstępu w tym ubraniu.

Le Smoking był uszyty z klasycznego materiału w paski i składał się z szerokich spodni przewiązanych w talii paskiem oraz dwurzędowej marynarki z zaznaczoną talią i długim dekoltem. Dziś jest najbardziej znany ze słynnej sesji dla francuskiego Vogue’a, w której Helmut Newton sfotografował modelkę trzymająca papierosa w ręku na jednej z wąskich, paryskich uliczek. Od tego czasu garnitur, czy jak wolał YSL – smoking, stał się elementem obowiązkowym każdego pokazu.

Minimalizm lat 90

Kiedy myślimy o garniturze istotne jest zwrócenie uwagi na jego krój. Z jednej z strony, jak pisałam wyżej, już w latach 60 tych Saint Laurent myśli o feminizacji tego kroju – zaznacza talię i wydłuża oraz wysmukla sylwetkę. Garnitury YSL miały być seksowne i uwodzące pokazując, że potrafi to nie tylko mini. Odmienne podejście prezentował Giorgio Armani – włoski mistrz tailoringu wykorzystuje swoje doświadczenie w męskim krawiectwie, by stworzyć własną wersję kobiecego garnituru. Armani nie stara się zwężać talii i spodni, tworzy model współczesnej dandyski – który wygląda noszalancko, tak jakby został pożyczony z szafy mężczyzny.

Podobną taktykę stosuje Loewe, hiszpańska marka wprowadza klasyczny, oversizowy garnitur, który Linda Evangelista nosi na nagie ciało – taka stylizacja staje się must have lat 90 tych, jednocześnie pokazując, że kobieta nie potrzebuje przerabiać męskiego kroju, nawet w oversizowej wersji może wyglądać seksownie. Loewe, tak jak Armani, pokazuje garnitur w jasnych odcieniach, który doskonale współgra z opalenizną.

W latach 70 tych na rynek mody wchodzi kobieta, która zapowiada mający narodzić się w latach 90 minimalizm. Jil Sander jest z pochodzenia Szwedką mieszkającą w Niemczech, gdzie w 1973 otwiera swoją markę odzieżową. Jej podejście do mody jest bardzo proste – minimum szwów, prostota i szlachetne materiały. Jil Sander jak mało kto wiedziała czym jest perfekcyjny garnitur.

W 1993 r.  Harpers Bazaar opublikował słynną sesję „Anatomy of a suit”, na której Linda Evangelista pozowała w garniturach od projektantki. Sander zaproponowała kobietom nowe, wręcz sportowe kroje – z dopasowanymi marynarkami bez talii i węższymi spodniami. Evangelista doskonale wczuła się w klimat sesji, którą fotografował David Sims – pozowała odważnie i bardzo noszalancko, tworząc ikoniczne wizerunki.

W latach 90 tych na rynku pojawia się Martin Margiela, belgijski projektant podobnie jak Jil Sander jest uważany za czołowego minimalistę tamtych czasów oraz nadaje mu się tytuł honorowego członka Antwerpskiej Szóstki (projektanci wykształceni w słynnej szkole sztuk pięknych i mody w Antwerpii). Margiela staje się innowatorem w dziedzinie dekonstrukcji ubrań i wykorzystywania zużytych materiałów. W modzie ceni przede wszystkim konstrukcję ubrań i ich dwuwymiarowość. Projektant podobnie jak Jil Sander eksperymentuje z technikami chcąc pozbawić tkaniny koniecznych dotychczas szwów.

Garnitur jest obowiązkowym elementem wybiegów Margieli, jednak jego krój nie przypomina zupełnie tego, co dotychczas widzieliście. U Margieli liczy się awangarda – krój marynarki jest za duży, rękawy zbyt długie, spodnie z obniżonym stanem a koszula pomięta i rozpięta. Dziś taki styl kojarzymy przede wszystkim z wybiegów Vetements, co tylko pokazuje nam jak daleko Demna Gvasalia inspirował się belgijskim projektantem.

Marynarka chłopaka

Margiela w latach 90 tych stworzył modę na marynarkę z szafy chłopaka i celową noszalancję. To właśnie ten styl stał się główną inspiracją dla Demny Gvasalii, dyrektora kreatywnego Balenciagi i Vetements. Projektant pokazał w zeszłym sezonie marynarki z przerysowanymi ramionami zestawione z wąskimi spodniami. Podobnie uczyniła Phoebe Philo z Celine – pożyczyła garnitur z szafy chłopaka i ubrała w niego modelki. Tak narodził się bardzo istotny w ostatnim czasie styl elegant grunge – interpretujący modę lat 90 i jednocześnie wprowadzający jeszcze więcej awangardy.

Era Rafa Simonsa

Kiedy Jil Sander odeszła ze swojego domu mody w 2005 r. nie mogła prosić o lepszego następcę – kierownictwo przejął Raf Simons. Dziś z pewnością znacie Simonsa z krótkiego epizodu w Diorze i aktualnej współpracy z Calvinem Kleinem, ale zanim drogi zaprowadziły go do Nowego Jorku przez 7 lat tworzył ikoniczne, minimalistyczne wizerunki Jil Sander – projektant do dziś wspomina, że praca dla tego domu mody była najlepszą w jego życiu – na ostatnim pokazie w 2012 nie krył łez.

Simons ceni prostotę i jasność przekazu. To za jego sprawą garnitur stał się głównym trendem 2017 roku – pojawił się on podczas inauguracyjnego pokazu dla Calvina Kleina. Szary model był zbyt oversizowy jak na wybieg Jil Sander a jednocześnie zbyt maskulinistyczny jak na Diora – projekt Simonsa idealnie sprawdził się jednak u Calvina Kleina zapowiadając estetykę, jaką będzie podążać marka – prostota i noszalancja.

Warto zauważyć, że na przestrzeni tych kilku dekad garnitur nigdy nie miał na celu „usidlenia” ciała, od samego początku projektanci pokazywali, że jest on synonimem wolności i równouprawnienia. Dopiero w XX w. nadano mu metkę eleganckiego i przysługującego jedynie na wyjątkowe uroczystości i korporacyjny dress code. Bardzo się cieszę, że ostatnio moda chce odczarować ten stereotyp pokazując, że garnitur to przede wszystkim strój na co dzień. I niech tak już pozostanie 🙂

Do usłyszenia!

A.