Dekonstrukcja. O ile pojęcie to jest często nadużywane, szczególnie kiedy pisze się o modzie, nie potrafię znaleźć określenia, które opisywałoby lepiej projekty Martina Margieli. Rozpoczęta właśnie wystawa w Belgii niech będzie idealną okazją, aby przybliżyć trochę sylwetkę jednej z najbardziej interesujących postaci i jego zdekonstruowaną wizję mody.

Ale nie zacznę tego tekstu od biografii, kalendarium i najważniejszych faktów z życia, tak sobie myślę, że kiedy pisze się o modzie nie sam projektant jest najważniejszy, ale właśnie jego wizja, która ucieleśnia się w ubraniach. Jest jeszcze drugi powód, dla którego nie wymienię w tym tekście żadnych biograficznych informacji, nie pokażę nawet twarzy projektanta, ponieważ nigdy jej nie ujawnił. Margiela nie udzielił wielu wywiadów, nie kłaniał się pod koniec pokazu, nie afiszował na bankietach. Od 1989 r., kiedy założył swój dom mody, aż do dziś konsekwentnie chowa się za maską, tak aby całą naszą uwagę przykuły ubrania. Tak też powinniśmy zatem zrobić – porozmawiać o modzie.

Z czego słynął Martin Margiela?

W klasycznej literaturze o modzie najczęściej jego styl określa się mianem minimalistycznego grunge’u. Jako członek słynnej Antwerpskiej Szóstki* (najwybitniejszych projektantów wykształconych przez słynną Royal Academy of Fine Arts w Antwerpii) był minimalistą z krwi i kości, jednak ładna moda i szlachetne tkaniny w ogóle go nie interesowały. Margiela chciał ciąć, przerabiać, dekonstruować i czerpać tkaniny ze wszystkiego co spotka – interesowała go faktura materiału, stąd w kolekcji można spotkać zarówno gładki jedwab, surową bawełnę czy pikowaną kołdrę. To Margiela wprowadził modę na recykling.

Untitled design-333Od lewej pokaz Maison Margiela FW 1997, SS 2001, Fall 2000, SS 1997 | vogue.com

Na pokazach Margieli, szczególnie tych z lat 90-tych, zauważymy trzy powtarzające się elementy garnitur, satynowe suknie lub bluzki i buty – słynne Tabi toe boots, z czubkiem przypominającym końskie kopyto. Jednak to właśnie jego garniturowa marynarka najbardziej zrewolucjonizowała modę. Margiela uwielbiał oversizowe ubrania, ponieważ, dzięki zachwianym proporcjom, ciała modelek zatracały swoje kształty i to tkanina grała pierwsze skrzypce. W latach 90 na pokazach przeważał klasyczny, oversizowy model marynarki, czasem przewiązany wielkim paskiem, natomiast w 2005 roku Margiela wprowadził zupełnie nowy krój – marynarkę ze spiczastymi ramionami.

Z pewnością ubrania, które widzicie na zdjęciach przypominają Wam to, co aktualnie widzimy na ulicach. Vetements, Balenciaga czy Saint Laurent, wszyscy czerpią z dorobku Martina Margieli. Warto skupić się na tym aspekcie jeszcze przez chwilę.

Margiela jest znany ze swoich nietypowych dodatków – jego Tabi Boots weszły do kanonu najbrzydszego obuwia w modzie. Jednak poza nimi na pokazach często pojawiał się motyw rękawiczek, przewiązanych lub dodanych w różnych miejscach, dopasowanych body, siatki, czy leginsów naciągniętych na buty. Brzmi znajomo? Tak przecież wygląda aktualna kolekcja Vetements!

Untitled design-334Od lewej pokaz Maison Margiela SS 2001, FW 2009, SS 2001, SS 2000 | vogue.com

Mistrz teatralizacji

Jeżeli dotychczasowe argumenty nie przekonują Was o innowatorstwie i geniuszu Margieli, przedstawię Wam wizję pokazu projektanta. Wydaje się, że Lagerfeld jest w dzisiejszych czasach mistrzem scenografii – potrafi zmienić Grand Palais w lodowiec, by następnie zrobić z niego lotnisko. Margiela nie miał środków na taką teatralizację, a mimo to potrafił wprawić w osłupienie. W 1993 zorganizował dwa pokazy, oba o tej samej godzinie, część gości otrzymała białe zaproszenia, natomiast pozostali czarne. Każdy kto pomylił lokalizacje, nie mógł wejść na drugi pokaz, ponieważ dla tych z białymi zaproszeniami modelki pokazywały białe ubrania, dla tych z czarnymi odwrotnie.

W 1997 z kolei Margiela zorganizował pokaz w trzech miejscach, wszystkie jednak na Place de la Republique. Modelki po skończeniu jednego show zostały dowożone busem do kolejnej lokalizacji i nowych gości. Rok póżniej, w 1998 r., natomiast projektant całkowicie zrezygnował z modelek i zawiesił ubraniach na manekinach. Wszystko działo się w latach 90!

Untitled design-337Od lewej pokaz Martina Margieli SS 1998, FW 1998, SS 2009 | vogue.com

Maska – obowiązkowy element pokazu

Celem każdego pokazu było zmierzenie widza z pewnego rodzaju dyskomfortem, zagięcie jego dotychczasowego toku myślenia o tym, czym jest i czym może być moda. Jednym z elementów, które były konstytutywne dla każdego pokazu była maska. Na pokazach Margieli modelki miały w większości przysłonięte twarze – tkaniną, opaską na oczy, farbą, peruką, długą grzywką.

Dlaczego tak obsesyjna chęć zakrycia tożsamości? Margiela nie chciał, aby pokaz, tak jak w przypadku jego kolegów po fachu, był miejscem, gdzie ciało, modelka i widownia są najważniejsi. Dla projektanta ubranie było przede wszystkim dwuwymiarową tkaniną i ten aspekt był przez niego wielokrotnie podkreślany. Swoista dehumanizacja mody najwyraźniej objawiła się w 1998 r. , kiedy zrezygnował z modelek całkowicie, pokazując ubrania na wieszakach trzymanych przez krawców. Pokaz mody stał się tutaj  dosłownie pokazem mody.

Untitled design-336Od lewej pokaz Martina Margieli Fall Couture 2012, SS 2009, Fall Couture 2014, Fall Couture 2013 | vogue.com

Ta wizja zaczyna się diametralnie zmieniać od 2007 roku, wtedy też mówi w kuluarach o tym, że projektanta chyba już nie ma w domu mody. Zamiast oversizowych, surowych ubrań widzimy dopasowane do ciała body, uwydatniające kobiecą sylwetkę, ocierając się niemal o nagość. W 2009 r. Renzo Russo, właściciel Diesel Group, do którego marka Margieli przynależy od 2002 r., potwierdza, że projektant opuścił własny dom mody.

Untitled design-332Od lewej pokaz Maison Martin Margiela FW 2008, FW 2009, SS 2007, SS 2009 | vogue.com

Vetements nie jest pierwszym kolektywem w świecie mody, dokładnie takie samo podejście, co Demna Gvasalia, miał Margiela – wraz z innymi projektantami tworzył ubrania pod nazwą Maison Margiela. Kiedy odszedł wydawało się, jakby nic nie uległo zmianie. Anonimowa grupa krawców dalej tworzyła pokazy.

Dwie twarze Margieli

Margiela mimo swojej maski miał dwie twarze – własną i Hermesa, dla którego projektował od 1997 do 2003. Wystawa w belgijskim Mode Museum ma za zadanie przybliżyć właśnie ten etap jego twórczości. Kiedy w 1997 zajmował stanowisko dyrektora kreatywnego jednego z największych domów mody, ówczesny prezes zapytał się, czy jako buntownik zamierza na początek przeciąć na pół słynną torebkę Kelly i wprowadzić rewolucję. Było jednak zupełnie inaczej. Wizja Hermesa była innym wydaniem mody niż to, co projektował pod własnym nazwiskiem.

Póki co nie wiemy, czy projektant zamierza powrócić do mody, chociaż z drugiej strony, skąd wiemy, czy on faktycznie kiedykolwiek odszedł? 🙂


*dla ścisłości Margiela technicznie nie należał do Antwerpskiej Szóstki, jednak był uznany jej honorowym członkiem (co oznaczałoby zmianę nazwy na Antwerpską Siódemkę) 🙂

zdj. w nagłówku highsnobiety.com