Na mojej liście marzeń jest wiele rzeczy od znanych projektantów, ale co ciekawe są na niej również perełki vintage. Dla przykładu – marzę o nowiutkim kożuchu Acne Studios, ale nie chciałabym nowej torebki Chanel. Podobają mi się takie spatynowane, ciut znoszone, które mają w sobie ducha przeszłości. Na tej liście są też vintage klipsy Chanel, chustka Hermes, a do niedawna był na niej również płaszcz Burberry.

Klasyczny brytyjski prochowiec, z ikoniczną kraciastą podszewką, dwurzędowy, z ładnymi klapami, koniecznie w odcieniu beżu lub khaki i koniecznie sięgający co najmniej połowy łydki. Nie chciałam, aby był z nowej kolekcji.

Jestem perfekcjonistką, ale na szczęście bardzo cierpliwą. W głowie rodzą mi się konkretne rzeczy i szukam ich tak długo, aż nie znajdę. Nie lubię kompromisów. Nie inaczej było tym razem. Poszukiwania zajęły mi pół roku. Najpierw zaczęłam pytać znajomych o ich historię zakupu trenczy Burberry. Każdy z nich miał świetną! Jedni wyszperali w second handach, inni codziennie odświeżali Vestaire Collective, aż udało im się znaleźć piękne vintage modele w rozsądnych cenach.

Zaczęłam od poszukiwań właśnie na Vestaire Collective, czyli platformie, na której znajdziesz luksusowe ubrania z drugiej ręki – ich autentyczność jest sprawdzana przez ekspertów. Niestety w tym roku popyt na płaszcze Burberry był tak duży, że ceny adekwatnie szły w górę. Mogłam znaleźć tam płaszcz bez problemu, ale negocjacje zaczynały się od 2k w górę.

Nie jestem fanką chodzenia po second handach, dlatego tę opcję skreśliłam na starcie (ale jak potraficie i lubicie szperać, działajcie!). Nigdy nie znalazłam pięknych kaszmirowych sweterków za 5 zł ani marynarki Yves Saint Laurent zaprojektowanej przez samego mistrza. Zawsze z podziwem i lekką zazdrością patrzyłam na dziewczyny, które w lumpeksach potrafią znaleźć perełki vintage. Nie umiem przepychać się między wieszakami i w ogóle nie lubię atmosfery kupowania dla samego kupowania – w second handach często nie szukasz konkretnych rzeczy, a rzeczy znajdują Ciebie. Myślę, że taką umiejętność „szperania” po prostu się ma albo się nie ma. Ja jej nie mam i nie będę tego ukrywać 🙂

Odwiedziłam więc kilka sklepów vintage, które w odróżnieniu od lumpeksów maja wyselekcjonowaną już ofertę markowych rzeczy. W Warszawie były to m.in Pracownia Vintage (pl. Konstytucji 5) oraz BUW, czyli vintage store w podziemiach Biblioteki Uniwersyteckiej (tutaj jest największy wybór!) rozglądałam się również za płaszczami w Paryżu – tam oferta jest ogromna a ceny od 150 euro w górę. Najbliżej zakupu byłam w BUW-ie – znalazłam tam piękne płaszcze, ale każdy z nich wymagałby poprawek krawieckich a przy cenie 1700-1900 zł nie było to dla mnie opłacalne.

Dramatyczna historia poszukiwań zakończyła się sukcesem, a wszystko dzięki koleżance, która podsunęła mi pomysł – „Sprawdź na Vinted”. Na Vinted? Tam sprzedają bluzki z H&M za 5,99 zł – pomyślałam. I byłam w błędzie, bo na aplikacji w ostatnim czasie zaczęto sprzedawać wszystko. Śledziłam ofertę przez około 2 tygodnie, koniec końców znalazłam – vintage płaszcz Burberry (właściwie Burberrys, bo taka była wówczas nazwa) męski w rozmiarze L, idealny stan, w przeciwieństwie do innych platform nie miał plam oraz zniszczonych skórzanych sprzączek, w składzie przeważała bawełna a nie poliester (w zależności od roku czy serii zobaczycie na metkach różnicę, czasem jest więcej poliestru czasem bawełny), podszewka również nie budziła zastrzeżeń.

Kosztował 900 zł co było dla mnie całkowicie fair cena w porównaniu do jakości. Gdy tylko go przymierzyłam i zobaczyłam jak pięknie leżą ramiona – ciut powiększone przez to, że jest to męski krój – zakochałam się! Polecam Wam bardzo szukanie i cierpliwość a płaszcz w całej okazałości uchwyciła Martyna Mierzejewska 🙂

Jestem ciekawa Waszych poszukiwań!

SHOP THE POST

fot. Martyna Mierzejewska

W poście użyłam linki afiliacyjne